czlowiek.info

Czego nie wiemy o szczepionkach na SARS-CoV-2?

Gdy dla tymczasowego bezpieczeństwa zrezygnujemy z podstawowych wolności, nie będziemy mieli ani jednego, ani drugiego

Benjamin Franklin

Rzeczywistość musi mieć pierwszeństwo przed public relations, ponieważ natury nie da się oszukać

Richard Feynman

Jedynym sposobem walki z zarazą jest uczciwość

Albert Camus

Gdy gruchnęła wieść o wysokiej skuteczności szczepionek firm Pfizer i Moderna, Premier Morawiecki i Minister Niedzielski w ekstatycznym uniesieniu ogłosili narodowe “wyszczepianie” Polaków, ujawniając przy okazji, że, poza czekaniem na magiczne lekarstwo, nigdy nie było żadnej racjonalnej strategii walki z epidemią koronawirusa w Polsce.

Przypomnijmy: Pfizer twierdzi, że odnotował 170 przypadków COVID-19 u 43 000 ochotników, z tego 162 w grupie placebo i 8 w grupie zaszczepionej; z kolei Moderna twierdzi, że z 30 000 ochotników jest to odpowiednio 90 przypadków w grupie placebo w porównaniu do 5 otrzymujących szczepionkę[1].

Szczepionki obu firm mają mieć więc nawet 95% skuteczności.

W prasowych nagłówkach nawet całkiem zgrabnie to wygląda.

Tylko co to właściwie znaczy w świetle całego szeregu niejasności słusznie podnoszonych przez ekspertów?[1a][1b][1c] Na to pytanie spróbujemy odpowiedzieć w tym tekście.

Jednak zanim przejdziemy dalej, kilka oświadczeń dla wszelkiej maści “debunkerów” i scjentystów:

  • to nie jest tekst “antyszczepionkowy”;
  • dobra i bezpieczna szczepionka niewątpliwie będzie potrzebna dla ratowania grup ryzyka, dlatego kibicuję wszystkim stronom, aby badania dobiegły szczęśliwego końca; dodam, że jeśli szczepionka okaże się bezpieczna i skuteczna, to przyjęcie jej będzie bardziej opłacalne, ponieważ potencjalnie umożliwi tymczasową odporność na SARS-CoV-2 bez skutków ubocznych tzw. choroby pokoronawirusowej (“long covid”);
  • w mojej ocenie priorytetem rządu powinna być przede wszystkim poprawa zdrowia metabolicznego Polaków i tragicznego stanu służby zdrowia; szczepionka nie uzdrowi ani jednego, ani drugiego;
  • to nie jest tekst dowodzący teorii spiskowych (polecam mój wcześniejszy tekst na ten temat: https://czlowiek.info/jak-rozpoznawac-teorie-spiskowe) – osobiście twierdzę, że mamy do czynienia z globalną nadreakcją emocjonalną katalizowaną przez bezprecedensowe w historii zasięgi mediów, wadliwą demokrację opartą na klientelizmie i załamanie autorytetu nauki wynikające z kryzysu replikacyjnego i nieodpowiedzialności uczonych;
  • nie twierdzę nigdzie, że COVID-19 nie jest problemem (o tym pisałem tu: https://czlowiek.info/covid19-zrozumiec-rzeczywistosc-opinia);
  • nie roszczę sobie prawa do bycia wyrocznią w jakimkolwiek temacie, a twierdzenia i wnioski przedstawiane przeze mnie, mimo że oparte niemal wyłącznie na konkretnych wypowiedziach ludzi ze świata nauki, powinny podlegać krytycznej i sceptycznej ocenie;
  • możliwe, że w momencie publikacji tego tekstu odpowiedzi na niektóre pytania zostały już udzielone, dlatego trzeba brać na to poprawkę;
  • jestem otwarty na korektę twierdzeń i wniosków w oparciu o wiarygodne dane.

Co więcej, celem tego tekstu nie jest wykazanie, że wszystko z czym mamy do czynienia to mit i kłamstwo, a jedynie unaocznienie, jak poważnym problemem jest uzyskanie pewnych danych na temat SARS-CoV-2 i szczepionek oraz jak bardzo dostępne dane podatne są na interpretacje i manipulacje.

W świetle tych niejasności krytyka hurraoptymistycznych działań rządów ocierających się o “miękki totalitaryzm” (jeśli coś takiego w ogóle jest możliwe) jest uzasadniona, a wręcz obowiązkiem każdego zdrowo myślącego obywatela jest pytać, pytać i jeszcze raz pytać.

Aż otrzymamy jasne i oparte na faktach naukowych odpowiedzi.

Czego nie wiemy o szczepionce na SARS-CoV-2 (COVID-19)?

Po pierwsze…

W prasie podaje się tzw. względne zmniejszenie ryzyka , czyli w wypadku Pfizera – 95%, a nie bezwzględne zmniejszenie ryzyka , które może być nawet mniejsze niż 1% [2], co – w przypadku zaakceptowania danych wejściowych (w tym krótkiego, bo 3-miesięcznego czasu badania) – pozwala sądzić, że minimalna liczba osób, które należy zaszczepić, aby pomóc jednej osobie (NNT) wynosi 130.

Czyli że 130 potencjalnie zdrowych osób trzeba narazić na ryzyko X, aby 1 osoba uniknęła ryzyka Y.

(O kontrowersjach wokół NNT = 130 piszę dalej w zakładce “polemika”).

Ale zróbmy krok wstecz: skąd się właściwie wzięła liczba 95%?

W badaniach fazy 3 szczepionki Pfizer / BioNTech wzięło udział ponad 43 000 osób, z których około połowa otrzymała szczepionkę eksperymentalną, a reszta placebo. W sumie 170 osób zachorowało na COVID-19. Tylko osiem z nich było w grupie zaszczepionej; 162 otrzymywało placebo. Wynika z tego, że około 5 procent przypadków dotyczyło grupy zaszczepionej, a więc uznano, że względna skuteczność szczepionki wynosi 95 procent [3].

Patrząc na dane inaczej:

  • 99,2% badanych w grupie bez szczepionki nie zachorowało na COVID;
  • 99,9% badanych w grupie ze szczepionką nie zachorowało na COVID.

Można sobie zatem zadać pytanie: Dlaczego miałbym ryzykować niezbadane i potencjalnie ciężkie skutki uboczne dla zwiększenia szansy bezpieczeństwa o 0,7%, skoro mój zdrowy układ odpornościowy ma ponad 99% (IFR = ok. 1%[3b]) szans na wygraną z chorobą?

Powyższe liczby wynikają z pewnych przyjętych założeń, a ich celem nie jest pokazanie jakiegoś obiektywnego stanu rzeczywistości, bo jaki ten stan jest, nikt nie wie, niestety. Te liczby pokazują, że na bazie dostępnych danych wnioski można zaprezentować na różne skrajne sposoby, w zależności od tego, co chce się osiągnąć. A to, w jakim kształcie te wnioski do nas dotrą, zdaje się decydować dostęp do mediów.

Powtórzę: powyższe liczby nie ukazują stanu faktycznego, tak samo, jak raportowana “skuteczność 95%” nie oznacza, że szczepionka chroni przed ciężkim przebyciem COVID-19 lub śmiercią 95% populacji lub z prawdopodobieństwem 95%.

Przy okazji, o problemie powoływania się na relatywne dane pisałem w kontekście słynnej manipulacji marketingowej leku Lipitor.

Polemika

Powyższe liczby wzbudziły odpowiednie wzmożenie u osób o odmiennym punkcie widzenia, z czego się cieszę, ponieważ rzeczowa dyskusja pozwala lepiej zrozumieć rzeczywistość i bieżące problemy, z którymi się zmagamy. Aby uczynić zadość otwartej i kulturalnej debacie, umieszczam tutaj kluczowy fragment merytorycznej polemiki autorstwa Pana Andrzeja Kajetanowicza.

szczepionka na covid polemiką

Do “Pierwszy błąd” i “Drugi błąd: Pan Andrzej ma rację, że “nie wiemy, ilu było zakażonych wirusem” i jest to jedna z niewiadomych, którą należy wyjaśnić. Jednak sam w tekście piszę, że moje szacunki nie mają na celu przedstawienie obiektywnego stanu rzeczywistości, bo jaki ten stan jest, nikt nie wie, ot choćby z tytułu braku pełnych i wiarygodnych danych. Przypominam: badania nie zostały poddane recenzji naukowej!

Przecież marketingowe twierdzenie, że “szczepionka wykazuje 95% skuteczności” jest również manipulacją, bo gdy zejdziemy na poziom detalu (co czynię, mam nadzieję, w tekście), to okaże się, że owe 95% odnosi się tylko do określonej grupy statystycznej, która nie jest reprezentatywna dla całej populacji Polski, a o świecie nie mówiąc.

Z tej obserwacji wynika pytanie będące jednocześnie tezą tekstu: na jakiej podstawie polski rząd chce “wszystkich wyszczepić”?

Autor ma rację, że badanie trwało krótko (bo 3 miesiące) i na tej podstawie nie można wyciągać daleko idących wniosków. Jednak krótkość badania jest przecież jednym z argumentów przedstawianych przeze mnie przeciwko pochopnemu administrowaniu szczepionki na masową skalę, więc nie widzę tu sprzeczności.

Do “Trzeci błąd”: Tak, NNT = 130 wynika z krótkiego czasu obserwacji. Ale znów: te szacunki wynikają z danych wejściowych, tj. krótkiego czasu badań, na podstawie których stwierdzono 95% skuteczność. Przy zastosowaniu innych danych wejściowych można równie dobrze wykazać, że NNT = 2. Ale czy będzie to wiarygodna dana na podstawie której zasadne stanie się podjęcie decyzji o “wyszczepieniu wszystkich”?

Nie, ponieważ nie wiemy, czy odporność po szczepieniu utrzymuje się dłużej niż 3 miesiące i nie wiemy też, czy możliwe jest zbudowanie odporności stadnej przeciwko SARS-CoV-2. Jeśli okaże się, że odporność utrzymuje się np. krócej niż rok, to aby cały ten interes miał sens, trzeba będzie “wyszczepiać wszystkich” cyklicznie w nieskończoność. To nie rozwiązuje na stałe żadnego problemu, a potencjalnie generuje nowe.

Co oznacza 99%? Tak, przeżycie. Nie jest prawdą, że “wielu z 10% zarażonych ma objawy z powikłaniami na całe życie”. Niby na jakiej podstawie te wnioski, skoro choroba jest z nami niespełna rok? O tzw. “długim COVID-19” piszę tu: https://czlowiek.info/koronawirus-krytycznym-okiem-uczonych/

Według danych z UK, około 10% pacjentów z pozytywnym wynikiem testu na obecność wirusa SARS-CoV-2 odczuwa problemy zdrowotne dłużej niż trzy tygodnie, a mniejszy odsetek przez miesiące. Z kolei niedawne badanie przeprowadzone w USA wykazało, że tylko 65% ludzi powróciło do poprzedniego stanu zdrowia 14-21 dni po pozytywnym wyniku testu. Objawy “choroby pokoronawirusowej” są bardzo zróżnicowane.

Według Amerykańskiego Centrum Kontroli Chorób (CDC), nawet do 30% nie hospitalizowanych pacjentów z chorobą zakaźną nadal doświadcza typowych objawów po około miesiącu. Wśród osób w wieku od 18 do 35 lat bez wcześniejszych schorzeń liczba ta nadal wynosiła około 20%.

Do “Czwarty błąd”. Odpowiedź zawiera się w odpowiedziach na wcześniejsze zarzuty.

Do “Piąty zarzut”. Prawdą jest natomiast, że jeśli szczepionka okaże się tak skuteczna jak ją reklamują, to zaszczepienie się efektywnie spowoduje tymczasową odporność bez ryzyka powikłań, a więc szczepienie będzie bardziej opłacalne niż budowanie tzw. naturalnej odporności przez ekspozycję na wirusa SARS-CoV-2.

Podsumowując, nie można podejmować decyzji o “wyszczepieniu wszystkich” w obliczu tylu niejasności, jeśli chcemy uniknąć tragedii podobnych do wprowadzenia na rynek toksycznego Talidomidu.

Talidomid przeszedł rutynowe badania na toksyczność na zwierzętach, chociaż jak wykazały późniejsze procesy sądowe, nie zostały one przeprowadzone wystarczająco starannie (jednak w zasadzie zgodnie z ówcześnie obowiązującymi normami prawnymi w tym zakresie). Co więcej, testy te były powtarzane przez agencje rządowe wielu krajów, w których talidomid był rejestrowany jako lek, i żaden z tych testów nie stwierdził toksyczności talidomidu. W żadnym z krajów, gdzie talidomid był rejestrowany, nie było wówczas jeszcze obowiązku wykonywania testów na teratogenność na ciężarnych samicach zwierząt.

Jeśli nadal istnieją jakiekolwiek wątpliwości, nigdzie nie twierdzę, że szczepionka nie działa. Twierdzę, że nie wiemy, jak działa i kibicuję, aby działała dobrze, co również zaznaczam na początku tekstu. 

Nie jest też moją intencją straszenie przed szczepionką. Kto chce podjąć ryzyko i się dobrowolnie zaszczepić, bo np. jest w grupie ryzyka, to śmiało.

Poniżej reszta polemiki Pana Andrzeja, do której jednak nie będę się już szczegółowo odnosił, ponieważ argumenty opierają się na spekulacjach, które mogą ale nie muszą okazać się prawdą, np. że “wcześniej czy później zarazi się 60 do 95% populacji zanim nastąpi odporność zbiorowa, która wygasi pandemię”. Nie wiemy tego i w tym cały problem (o czym piszę w tekście, który od początku do końca dotyczy problemu braku wiarygodnych danych).

Nie wiemy też, kiedy zarazi się cała populacja. A może już docieramy do magicznego 60%, ale wobec braku stosownych badań przeciwciał na masową skalę po prostu tego nie wiemy? A jeśli tak w istocie jest, to po co “wyszczepiamy wszystkich”? Nie należałoby zostawić w spokoju tych, którzy przebyli już infekcję i wykazują przeciwciała?

polemikąpolemiką polemiką

Po drugie…

Wyniki te odnoszą się do tzw. pierwszego punktu końcowego o zasadniczo dowolnej dotkliwości, a co ważniejsze, nie dotyczą zdolności szczepionki do ratowania życia, zdolności zapobiegania infekcjom ani jej skuteczności w ważnych podgrupach (np. słabi ludzie w podeszłym wieku). Te wciąż pozostają nieznane.

Zatem jedno z największych pytań dotyczących tych szczepionek brzmi: czy powstrzymają one ludzi przed przenoszeniem infekcji? A może po prostu mają przyspieszyć tzw. “przechorowanie”?

Niestety, okazuje się, że badania kliniczne prowadzone obecnie w celu przetestowania różnych szczepionek nie mogą nam powiedzieć, czy zapobiegają one infekcjom w ogóle , czy po prostu zapobiegają infekcjom objawowym[4].

A przecież przerwanie łańcucha infekcji, w które tak mocno wierzy Premier Morawiecki, ma być celem masowego “wyszczepiania”!

Po trzecie…

Wyniki te odzwierciedlają punkt czasowy stosunkowo niedługo po szczepieniu i nie wiemy nic o skuteczności szczepionki po 3, 6 lub 12 miesiącach. Jeśli okaże się, że skuteczność zanika po 6 miesiącach, czy będziemy musieli szczepić się cyklicznie?

Po czwarte…

Jak dobrze te szczepionki faktycznie działają? Eksperci ostrzegają, że rzeczywista skuteczność szczepionek jest na ogół niższa niż szacunki z badań klinicznych.

Próby zazwyczaj obejmują głównie młodych, zdrowych ludzi; nawet osoby starsze biorące udział w tych badaniach prawdopodobnie będą zdrowsze niż słabe osoby starsze, które mają [przede wszystkim] być chronione przez szczepionkę[5].

Dzieci, młodzież, kobiety w ciąży i osoby z obniżoną odpornością były ponoć w dużej mierze wykluczone z badań, więc nadal brakuje nam danych na temat tych ważnych podgrup[6][7].

Po piąte…

Skoro już mówimy o kobietach, to jaki wpływ szczepionka ma na kobiety w ciąży, noworodki karmione piersią i płodność kobiet w ogóle ? Z ulotki dla rezydentów Wielkiej Brytanii[8] wynika, że:

  • brakuje danych na temat wpływu szczepionki na ciążę;
  • nie wiadomo, czy szczepionka jest wydalana podczas karmienia piersią, dlatego nie można wykluczyć ryzyka dla noworodków;
  • nie wiadomo, czy szczepionka wpływa na płodność kobiet.

Czy naprawdę jesteśmy gotowi zaryzykować “narodową bezpłodność”, nawet jeśli ryzyko takiego powikłania jest niewielkie lub znikome?!

Po szóste…

Jak szczepionka reaguje z innymi lekami? Według ulotki dla rezydentów Wielkiej Brytanii, badania na temat reakcji krzyżowych nie zostały przeprowadzone [9]. Biorąc pod uwagę, że duży odsetek seniorów i ludzi z depresją przyjmuje na stałe jeden lub kilka leków, czy ich szczepienie powinno być motywowane optymizmem i dobrymi intencjami?

Po siódme…

Dotychczasowe skutki uboczne odnotowane w badaniach klinicznych były minimalne i krótkotrwałe. Ale to nie gwarantuje, że szczepionki nie będą miały rzadkich i poważnych skutków ubocznych, które są po prostu mało prawdopodobne w badaniu z udziałem 40 000 osób, z których tylko połowa otrzymała szczepionkę. Dopiero wtedy, gdy szczepionki zostaną podane milionom ludzi, będziemy mieli lepsze dane na ten temat [10].

Tylko czy poligonem doświadczalnym mają być całe społeczeństwa pozbawione decyzyjności i dostępu do rzetelnej informacji medycznej?

W the New Scientists przeczytamy, że w przyszłości nadal mogą wystąpić rzadkie, ale poważne skutki uboczne, zwłaszcza że szczepionki mRNA są nową technologią i nigdy wcześniej nie zostały wprowadzone na masową skalę. [11].

New Scientist jednocześnie zapewnia, że ryzyko powikłań jest “małe i teoretyczne”. Czy jednak na podstawie takiego optymistycznego zapewnienia należy podejmować potencjalnie brzemienne w skutkach decyzje na masową skalę?

Rozum podpowiada mi, że nie.

Czy to samo rozum podpowiada Ministrowi Niedzielskiemu?

Wszystkie znaki na niebie wskazują, że nie, bo oto Minister Niedzielski w nader optymistycznym usposobieniu przekonuje, że mamy do czynienia z innowacyjną, nowoczesną (co niewątpliwie jest prawdą) i przede wszystkim skuteczną technologią (a tego już niestety nie wiemy), dlatego jeśli uda się zaszczepić 1 mln osób miesięcznie, to w okolicach wakacji sytuacja epidemiczna powinna się uspokoić[12].

Biorąc pod uwagę wszystkie wymienione wcześniej niewiadome oraz fakt, że szczepionki mRNA są nową technologią i nigdy wcześniej nie zostały wprowadzone na masową skalę[13], to warto sobie zadać pytanie, w jakim odmęcie szaleństwa Minister i jego świta ukonstelowali sobie te plany?

Czy Minister Niedzielski posiada jakieś utajnione informacje na temat dodatniego wpływu szczepionek na:

  • osoby na stałe przyjmujące leki,
  • osoby z obniżoną odpornością immunologiczną,
  • słabe osoby starsze,
  • kobiety w ciąży,
  • noworodki karmione piersią,
  • dzieci poniżej 16 roku życia?

Jeśli Minister posiada odpowiedzi na te pytania, to czemu nie podzieli się nimi z Polakami? Czyżby dlatego, że ma już plan, jak zachęcić Polaków do dobrowolnego przymusu przyjęcia niezbadanego leku?

Minister Niedzielski podczas konferencji prasowej wyjaśnia: “[…] osoby zaszczepione będą mogły nie podlegać obostrzeniom, ale obostrzeniom wybranym. Na tą chwilę nie została podjęta [decyzja], które to będą.”

Czy wbrew oficjalnej propagandzie, rząd planuje uchylić konstytucyjną równość wobec prawa (Art. 32) i ograniczać swobody obywatelskie tym, którzy nie udowodnią, że zostali zaszczepieni?

Na przykład można sobie wyobrazić, że bez szczepienia nie będzie wolno prowadzić wybranych działalności gospodarczych lub podróżować komunikacją publiczną. Wystarczająco motywujące?

Innymi słowy – będzie dobrowolność, ale nie będzie równości.

Tymczasem art. 32 głosi: Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.

Nota bene sytuacja epidemiczna w okolicy wakacji uspokoi się i bez szczepionki z tytułu samej zmiany pogody. Przechodziliśmy to przecież w tym roku. A rząd już w maju otrąbi sukces, że oto liczba zakażeń i zgonów zmalała do wartości bazowych dzięki “solidarności narodowej”, restrykcjom i szczepionkom, po to tylko, aby we wrześniu znów zderzyć się z brutalną rzeczywistością polskiej służby zdrowia i metaboliczną niewydolnością Polaków.

A kto za to wszystko zapłaci?

Cytując klasyka, Pani zapłaci, Pan zapłaci.. Społeczeństwo.

Trzykrotnie.

Po pierwsze, szczepionka nie jest darmowa.

Jej koszt to ponoć 10 mld PLN, czyli 10 000 000 000 PLN. Państwo nie ma jednak swoich pieniędzy, więc zakup sfinansujemy my w formie podatków , w tym nowych podatków i podwyżek wchodzących w 2021 r.:

Od 1 stycznia 2021 r. wchodzą nowe daniny: podatek handlowy, podatek cukrowy, podatek od alkoholu w małych butelkach, zostaną opodatkowane spółki komandytowe, zostanie pobrana opłata przekształceniowa OFE. Rosną zaś podatki od nieruchomości, od deszczu, ulga abolicyjna zostanie ograniczona – co podwyższy wymiar podatku dochodowego – i zostaną utrzymane podwyższone stawki VAT, chociaż zgodnie z dotychczasowymi przepisami uległyby automatycznemu obniżeniu. Zostanie też utrzymana na dotychczasowym, niskim poziomie kwota wolna od podatku, co powoduje, że obywatele płacą wyższe podatki[14].

Po drugie, przypuszczalnie wszelkie odszkodowania za powikłania poszczepienne zapłaci… polski rząd, ponieważ wygląda na to, że producenci zostaną zwolnieni z odpowiedzialności za działanie leku w wielu krajach Europy [15][16]. Więc zapewne i w Polsce.

Skąd rząd ma pieniądze? Oczywiście od podatników.

Po trzecie, skąd podatnicy mają pieniądze? Z pracy, której nie mogą wykonywać z powodu absurdalnych i histerycznych obostrzeń.

Nie, nikt nikogo “za darmo” nie “wyszczepi”.

Cała sytuacja jest o tyle oburzająca, że brak odpowiedzialności, wyższość i buta ziejące z wypowiedzi urzędników wpychających szczepionkę wszystkimi możliwymi otworami jako panaceum na wszechogarniającą nieudolność organów państwowych powodują spadek zaufania do szczepień, nauki jako takiej i napędzają wodę na młyn teoretykom spiskowym, którzy mają pełną słuszność wpadać w paranoję.

Jeśli rząd chce, aby grono sceptyków malało, to powinien zacząć komunikować się z “ludem” w sposób jasny, transparentny i uczciwy. Okrągłymi słowami, laniem wody i zapewnieniami bez pokrycia czyni się tylko szkodę.

___
Zdjęcie autorstwa Anna Shvets z Pexels

Adam J. Wichura

Adam J. Wichura

Psycholingwista specjalizujący się w technikach obrony przed manipulacją, perswazją i propagandą. Zawodowo - ekspert marketingu cyfrowego. Zadeklarowany racjonalista, sceptyk i niezadeklarowany stoik. Ukończył językoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim.

Dodaj komentarz