Seksizm i dyskryminacja płciowa to nie przelewki, a szczególnie, jeśli chce się opowiedzieć po stronie tych, którzy uważają, że cały problem jest mocno przerysowany. Czy tak faktycznie jest – nie wiem, ale wiem, że sztuczne pompowanie czegokolwiek, nawet równości, zawsze kończy się czymś odwrotnym zgodnie z powiedzeniem, że rewolucja pożera własne dzieci.
Jednym z palących problemów chętnie podnoszonych w ostatnich dekadach i obecnie jest dyskryminacja kobiet w środowiskach uniwersyteckich związanych z naukami ścisłymi/technicznymi. Osobiście zawsze frapowało mnie, dlaczego właściwie kobiety miałyby chcieć przesiadywać całymi dniami nad wzorami matematycznymi czy inżynierią materiałową, skoro mają naturalne predyspozycje do bycia ekspertami w dziedzinach, które wymagają zdolności miękkich.
Niemniej, pewna platforma rekrutacyjna (interviewing.io) postanowiła zbadać, dlaczego z danych zgromadzonych przez nich wynika, że kobiety znacznie gorzej radzą sobie w rozmowach kwalifikacyjnych na stanowiska techniczne. Aby sprawdzić, czy różnica ta nie jest rezultatem dyskryminacji kobiet, deweloperzy zaprojektowali narzędzie służące do zmiany głosu kobiet na męski i męskiego na żeński, tak aby osoba prowadząca rozmowę kwalifikacyjną nie była w stanie stwierdzić, czy ma do czynienia z osobą fallicznododatnią czy fallicznoujemną.
W eksperymencie brali ponoć udział „rekrutatorzy” z największych korporacji technologicznych, takich jak Google czy Facebook, a więc nie ma to tamto. Po każdej rozmowie prowadzący oceniali wyniki aplikantów pod różnymi kątami.
Po zakończeniu eksperymentu i zebraniu wyników, ku zaskoczeniu analityków, okazało się, że ukrycie płci nie miało żadnego wpływu na oceny końcowe rozmów kwalifikacyjnych[1]. Co ciekawe, zauważono coś zupełnie odwrotnego: w przypadku zdolności technicznych mężczyźni brzmiący jak kobiety osiągali ciut lepsze wyniki niż mężczyźni bez zmienionych głosów, a kobiety brzmiące jak mężczyźni były oceniane odrobinę niżej niż kobiety bez modulacji głosu.
Innymi słowy: kobiety miały łatwiej.
Pomimo że próbka badawcza ze statystycznego punktu widzenia nie jest wystarczająca, aby wyciągać na jej podstawie wnioski zmieniające obraz świata, to rezultaty eksperymentu powinny dać impuls do przeprowadzenia dalszych badań w tym zakresie bazujących na większej populacji.
Autorzy podjęli kilka prób wyjaśnienia tego fenomenu i ostatecznie doszli do wniosku, że nie ma tu mowy o systemowej dyskryminacji kobiet czy ich wrodzonej niekompetencji do posługiwania się technologią. Problem wynika raczej ze zbyt małej wytrwałości kobiet, czego dowodzić ma fakt, że w obliczu nieudanej rozmowy opuszczały one platformę siedem razy częściej niż mężczyźni.
Zasadności owej hipotezie nadają dwa popularne badania przytoczone przez autorkę wpisu. Pierwsze z nich[2], przeprowadzone przez słynnego Dunninga (oraz mniej słynnego Ehrlingera), polegało na poddaniu grupy studentów testowi sprawdzającemu zdolność naukowego rozumowania, po którym badani mieli dokonać samooceny. Jak możecie się domyślić, kobiety o wiele częściej zaniżały swoje wyniki niż mężczyźni, a zapytane o chęć wzięcia udziału w konkursie naukowym z nagrodami pieniężnymi, wykazywały znacznie wątlejszą inklinacyję do partycypacji.
W drugim z przytoczonych badań[3], w ramach którego uczeni śledzili kariery akademickie grupy studentów STEM (z ang. nauka, technologia, inżynieria, matematyka) na przestrzeni czasu zauważono, że kobiety popadały w znacznie głębsze otchłanie niepewności w kontekście własnych zdolności inżynieryjnych, gdy uświadamiały sobie, że nie są najlepsze w grupie.
Wisienką na torcie genderowych rozważań niech będzie wniosek z raportu[4] przedstawionego przez uczonych z prestiżowego Uniwersytetu Cornell w USA, którzy stwierdzili, że przyczyną małej liczby kobiet na stanowiskach wykładowczych jest niska podaż (kobiety rzadko decydują się na przyjęcie posady), a nie popyt wynikający z antykobiecych zapędów szowinistycznej profesury.
Podobno całe to badanie miało w zamierzeniu autorów wykazać, że kobiety są dyskryminowane. Specjalnie nie odnosiłem się do tego na początku, ponieważ a) nie interesuje mnie to, b) intencje autorów, oprócz aspektu ironicznego, nie mają żadnego znaczenia. Jeśli już, to mogą wpłynąć na utwierdzenie przeróżnych troglodytów w nienaukowym przekonaniu, że skoro feministka dowiodła samej sobie, że nie ma racji, to z pewnością wyniki badania powinny być wiążące merytorycznie. Nic bardziej mylnego.
Na koniec – powyższe wnioski nie oznaczają żadnego z następujących: 1) kobiety są dyskryminowane, 2) kobiety nie są dyskryminowane. Wszystko, co tu przeczytałeś, Drogi Czytelniku, oznacza ni mniej ni więcej tyle, że problem nie jest tak prosty, jakby się wydawało.
___
[1] “We built voice modulation to mask gender in technical interviews. Here’s what happened“. Interviewing.io. 07.07.2016.
[2] Ehrlinger J., Dunning D. “How chronic self-views influence (and potentially mislead) estimates of performance“. J Pers Soc Psychol. 2003 Jan;84(1):5-17.
[3] “Persistence Is Cultural: Professional Socialization and the Reproduction of Sex Segregation“. Researchgate.net. 03.07.2016.
[4] “Women preferred 2:1 over men for STEM faculty positions“. Uniwersytet Cornell. 03.07.2016..
sklonnosc do narzekania czy drazliwosc, ktore niewatpliwe nie wplywaja pozytywnie na rozwoj zawodowy kobiet. Co jeszcze poza stereotypami ma wplyw na segregacje zawodowa?
To ona poniekad jest zrodlem nizszych zarobkow kobiet, ograniczen zwiazanych z awansowaniem i dostepem do kierowniczych stanowisk. Segregacja zawodowa to najprosciej mowiac nierownomierne rozmieszczenie kobiet i mezczyzn w roznych zawodach.