Człowiek roszczeniowy: kim jest i jak go ujarzmić?

Kim jest człowiek roszczeniowy?

Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, nie trzeba daleko szukać. Spójrz na upierdliwego sąsiada z mieszkania obok, ulubionego aktora z piękną dykcją, urokliwą koleżankę z mniej urokliwej pracy, własne dziecko i w końcu spójrz w lustro. Roszczeniowość nie jest niczym nadzwyczajnym. Odwrotnie, roszczeniowość jest niejako stanem domyślnym każdego człowieka, który oswajamy dzięki kulturze, w procesie wychowania. Oczywiście nie wszyscy mają to szczęście, aby stać się beneficjentem jednego i drugiego, co nie zmienia faktu, że nawet najlepiej wychowany człowiek, jeśli opuści gardę zdrowego rozsądku, to sam wpadnie w sidła tej siły, równie pierwotnej i przepotężnej co potrzeba jedzenia, spania i wydalania.

Ale co tak właściwie znaczy, że ktoś jest roszczeniowy? Co wpływa na to, że jedni są bardziej, a inni mniej roszczeniowi? W końcu – czy dziś jesteśmy bardziej roszczeniowi niż kiedyś, a jeśli tak, to czy można coś z tym zrobić? Spróbujmy odpowiedzieć sobie na te i inne pytania.

Człowiek roszczeniowy

Według słownika języka polskiego roszczeniowy to «wyrażający się w nieuzasadnionych lub nadmiernych żądaniach»[1].

W dużym więc uproszczeniu człowiek roszczeniowy uważa, że mu się należy, ale zapytany z jakiego tytułu, nie jest w stanie udzielić obiektywnego wyjaśnienia. Najczęściej natomiast przybierze ono formę swojskiego „bo tak” nierzadko przystrojonego w emocjonalne epitety, ideologiczne frazesy, populizm zrzucające odpowiedzialność za cokolwiek co jest przedmiotem roszczenia na państwo, organizacje, społeczeństwo, rodziców, szefa, przypadkowe osoby.

Rozważmy następujące przykłady:
1/ Ukończyłam trzy fakultety i zarabiam mniej niż robol na budowie – wypowiedziane z pogardą.
2/ Dlaczego państwo nie pomaga biednym! – wypowiedziane tonem pełnym oburzenia.
3/ Para zdecydowała się kupić nowy samochód i sprzedać stary. Dowiadują się od rodziny, że powinni dać stary samochód kuzynce, bo ona nie ma, a musi czymś dziecko wozić do szkoły.

Ad 1. Jest bardzo duża szansa, że robol pracujący na budowie wykonuje bardziej pożyteczną pracę niż współczesny student po trzech fakultetach. Ale nawet jeśli założymy, że jest inaczej, to co przeszkadzało studentowi iść do szkoły budowlanej, zostać robolem i zarabiać godnie? Student odpowie, że przecież kształcił się 5-7 lat, aby mieć kwalifikacje, a taki robol przenosi pustaki i miesza zaprawę, a w młodości na pewno siedział na trzepaku z kolegami zamiast czytać Baudelaire’a. Roszczeniowość w tym wypadku wynika z ignoranckiego skądinąd poczucia, że fakt posiadania jakichś kwalifikacji powinien wiązać się z określonym rezultatem – w tym wypadku z wysokimi zarobkami. Osoba roszczeniowa nie bierze pod uwagę, że same kwalifikacje nie są gwarantem niczego, szczególnie, jeśli są to kwalifikacje bezużyteczne, nikomu niepotrzebne. Ponieważ jednak absolwent 3 fakultetów z minimalnymi perspektywami zarobkowymi bezkrytycznie zmarnował już 5-7 lat życia na zdobywanie bezużytecznych kwalifikacji, to zgodnie z ludzką skłonnością do odsuwania odpowiedzialności za niepowodzenia szuka winnych swojej sytuacji w „robolach” lub systemie, a nie we własnym nieprzemyślanym wyborze.

Ad 2. Tutaj należałoby raczej odwrócić perspektywę i zapytać, dlaczego Ty nie pomagasz biednym? Jeśli uważasz, że tak wielkim problemem jest cierpienie innych, to powinieneś/powinnaś podejmować własne inicjatywy pomocowe, charytatywne, wolontarystyczne bez względu na to, czy robi to państwo, czy sąsiad z drugiego piętra. Nawet jeśli zgodzimy się, że to jednak państwo powinno „coś robić”, to zderzamy się z dwoma innymi problemami. Po pierwsze, państwo nie jest instytucją z kosmosu; państwo to my wszyscy, więc jeśli organa państwowe funkcjonują nie tak jak powinny, to bez mojego, Twojego, społeczeństwa wysiłku nic się nie zmieni na lepsze. Bo niby dlaczego by miało? Kto ma o to zadbać? Po drugie, zrzucając całą odpowiedzialność za wspólne dobro na bezosobową i bezduszną machinę państwową, odcinamy kordonem sanitarnym potrzebujących od reszty społeczeństwa tym samym znieczulając się na codzienne wyzwania człowieczeństwa. Następny razem, gdy zobaczymy na ulicy potrzebującego, ominiemy go szerokim łukiem, bo przecież „inni” pomogą, a skoro nie pomogli, to ich wina, że potrzebujący jest potrzebujący.

Ad 3. Ani w rodzinie, ani poza nią nikt nie ma obowiązku oddawać dóbr, na które sami musieli pracować. Bez względu na to, jakimi intencjami kierują się właściciele, mają prawo zrobić ze swoim dobrem to, na co mają ochotę, pod warunkiem, że nie szkodzą innym. Jeśli kuzynka domaga się samochodu, bo go nie ma, to ma dwa wyjścia: albo zakasać rękawy i zapracować sobie na własny, albo pogodzić się z brakiem samochodu i jeździć komunikacją miejską. Jeśli z kolei powodem, dla którego powinna dostać samochód od rodziny jest posiadanie dziecka, to należy się zastanowić, dlaczego zdecydowała się na dziecko nie kupiwszy wcześniej samochodu?

Gdy przyjrzymy się z bliska trzem opisanym historiom, to zauważymy, że ich elementem wspólnym jest stosunek ludzi do odpowiedzialności za własne lub wspólne dobro. Nie przypadkiem zresztą, wszak im bardziej odsuwamy się od odpowiedzialności lub im bardziej przenosimy ją na innych, tym słabiej zauważamy zależność przyczynowo-skutkową między własnymi wyborami lub zaniechaniami a ich rezultatami (lub brakiem rezultatów nota bene). I odwrotnie. Co ważne, osoby roszczeniowe bardzo rzadko zdają sobie sprawę ze swojej przypadłości, bo nie dość, że nie sprzyjają temu nasze zwierzęce instynkty, to na dodatek kultura, której zadaniem jest temperowanie zachowań aspołecznych, nie zawsze spełnia swoją rolę z przyczyn, o których opowiem dalej.

Wychowanie w człowieku człowieczeństwa

Człowiek rodzi się zwierzęciem i podobnie jak reszta zwierząt dziedziczy zestaw zdolności (instynktów) napędzanych przez popędy i sterowanych przez odpowiednie bodźce zewnętrzne, prowadzących do skutków koniecznych dla przeżycia[2]. Na przykład instynkt przetrwania wobec zagrożenia (np. syku węża) powoduje reakcję strachu i ucieczki lub walki. Jednak w odróżnieniu od reszty zwierząt, człowieka można nauczyć dobrowolnej kontroli tych zachowań dzięki mowie (rozumianej jako system językowy złożony ze znaków i reguł), która jest nośnikiem kultury (rozumianej w sensie klasycznym jako zasady celowo kształtujące życie społeczeństwa [3]), i tym samym uczłowieczyć go. O ile jednak człowiek sam z siebie nie nauczy się mowy bez pomocy innych ludzi, to reszta zwierząt nie nauczy się mowy nawet uczęszczając do najlepszej szkoły podstawowej w mieście.

Wychowywanie w człowieku jego człowieczeństwa zaczyna się natychmiast po narodzinach (czy zaczyna się wcześniej – można na ten temat dyskutować). W trakcie różnych faz rozwoju, dziecko potrzebuje odpowiednich bodźców, które będą podtrzymywać jego ciekawość świata, nowych doświadczeń i samoukierunkowania[4]. Jest to szczególnie istotne w pierwszych latach życia dziecka, ponieważ między 2 a 7 rokiem życia myślenie i mowa maluchów cechuje się egocentryzmem[4]. Każdy, kto miał styczność z normalnie rozwijającym się dzieckiem z pewnością zaobserwował u niego skłonność do nadmiernych żądań względem otoczenia: „to moja zabawka”, „chce tego cukierka a nie tamtego”, „oddaj mi to”, etc., a nawet przemocy skierowanej ku innym dzieciom motywowanej zazdrością. Ponieważ egocentryzm jest „stanem domyślnym” człowieka, to bez odpowiednich wzorców dziecko nie rozwinie w sobie zachowań prospołecznych. Dziecko, od którego nie wymaga się osiągnięć, któremu przyzwala się na nieograniczoną autonomię i inicjatywę, i któremu nie stawia się granic dla jego postępowania, będzie w przyszłości przejawiać egocentryzm, pasywność i agresję, a konsekwencją dla rozwoju jego osobowości będzie przerost poczucia kompetencji oraz skrajne, niczym nieuzasadnione poczucie autonomii[4]. Własne potrzeby dla takich osób będą najwyższą wartością.

Innymi słowy, pobłażliwość ze strony rodziców/wychowawców wobec dziecka umocni w nim poczucie naturalnego dla wieku przedszkolnego egocentryzmu. Niestety, nawet jeśli rodzicom uda się na wczesnym etapie ukształtować w dziecku postawy prospołeczne i altruistyczne, to istnieje duże ryzyko, że pod wpływem czynników środowiskowych i tak w pewnym stopniu przejdzie na ciemną stronę mocy. Dlaczego? Z prostej przyczyny: im kultura słabiej oddziałuje na społeczeństwo, tym silniej do głosu dochodzą zachowania instynktowne (spontaniczne), a zatem tym powszechniejsze stają się postawy roszczeniowe. Rzeczone ryzyko jest o tyle większe, o ile współcześnie rola rodzica w wychowaniu potomka jest mocno ograniczona na rzecz instytucji państwowych i mediów, które na domiar złego nie tylko nie oferują żadnego spójnego systemu wartości, ale co gorsza wprowadzają chaos poznawczy sprowadzający fundamentalne wybory do poziomu fizjologii (czyt. jeść, spać, kopulować). I z jakiegoś powodu w powszechnym mniemaniu współczesnej “inteligencji” ma to niby czynić nas lepszymi ludźmi.

Tymczasem najważniejsze intelektualne i duchowe zdobycze cywilizacji zachodniej, na które zaciągnęliśmy kredyt finansujący współczesną samowolę dla niepoznaki nazwaną wolnością, zawdzięczamy indywidualnej dyscyplinie naszych przodków.

Ujarzmianie roszczeniowego JA

Aby wyleczyć się z roszczeniowości, musimy najpierw ocenić, jak bardzo roszczeniowi jesteśmy. Niestety człowiek roszczeniowy rzadko zdaje sobie sprawę ze swojej przypadłości, albo z powodu samouwielbienia przesłaniającego horyzont zdarzeń, albo na skutek zwyczajnej niewiedzy. Każdy z nas może być w jakimś stopniu roszczeniowy. Żeby jednak odkryć w sobie mikroba, trzeba chcieć, a z tym, jak wiadomo, różnie bywa. Tutaj polecam ćwiczenie introspekcji.

Gdy już zidentyfikujesz swojego pasożyta, spróbuj:

  1. Zrobić listę rzeczy, które według Ciebie należą Ci się od znajomych, rodziców, instytucji, państwa, Boga, Wszechświata, etc. Bez względu na to, jak mocno ucywilizowaną osobą jesteś, na pewno wierzysz, że coś Ci się należy z dowolnego tytułu. Kluczowe jest, aby te rzeczy określić, a następnie spróbować znaleźć jeden obiektywny powód uzasadniający roszczenie. Uważasz, że należy Ci się darmowa edukacja? Dlaczego? Czy Twój powód jest obiektywny, czy emocjonalny? Uważasz, że państwo powinno pomagać potrzebującym? A dlaczego państwo, a nie Ty? Uważasz, że należy Ci się wyższa pensja za wykonywaną pracę? Dlaczego? Co konkretnego zrobiłeś/aś, aby otrzymać podwyżkę lub poprawić jakość swojego życia?
  2. Zapytać o to samo bliską osobę lub znajomego. Czy potrafią podać obiektywny, racjonalny powód uzasadniający stanowisko? Jeśli nie, jakie wnioski możesz wyciągnąć z tej obserwacji?
  3. Wyłapywać próby usprawiedliwiania własnych grzechów i grzeszków. Bardzo często nachodzi nas pokusa, aby komuś spuścić werbalny łomot, ponieważ działa nam na nerwy. Myślenie w stylu „należało mu się, bo jest kretynem” albo „dziś mu wygarnę, w końcu tyle czasu się powstrzymywałem” do niczego nie prowadzi. Uzasadnianie złego zachowania zawsze prowadzi do przesuwania granicy tolerancji.
  4. Przyjąć odpowiedzialność za swoje życie, wybory, dobrobyt. Zacznij od czegoś małego, np. ugotuj obiad zamiast jeść w fastfoodzie, wypastuj swoje buty, aby nie iść do pracy jak dziad, wyprasuj koszulę. A kiedy już Ci się to uda, ugotuj obiad bliskiej osobie, wypastuj buty tacie, żeby nie szedł do pracy jak dziad, wyprasuj koszulę ukochanemu lub umyj naczynia, żeby ukochana miała czas na prasowanie Twojej koszuli. A kiedy już Ci się to uda, spróbuj robić to regularnie. Jeszcze nie umarłeś/aś od wysiłku? To spróbuj zmienić coś w swoim otoczeniu. Może w pracy? Szkole? Na osiedlu? Pamiętaj, że poprawa jakości Twojego życia zaczyna się od najprostszych i pozornie najmniej znaczących czynności. Chcesz naprawić świat, kiedy nie potrafisz nawet wypastować butów?
  5. Zadać sobie pytanie, “Czy zrobiłem/am coś złego?”, gdy spadnie na Ciebie krytyka lub rzeczy nie pójdą zgodnie z planem. Z reguły nasza pierwsza reakcja na krytykę lub problemy to odsuwanie odpowiedzialności możliwie najdalej. Tymczasem dobra i odpowiedzialna osoba powinna wpierw zacząć od rachunku sumienia, a dopiero w drugiej kolejności oceniać innych. W praktyce taka postawa poszerza nasz repertuar cennych doświadczeń, a co za tym idzie zwiększa skuteczność przyszłych działań i rozwija aparat decyzyjny. Jeśli to nie jest sukcesem, to co jest?
  6. Cieszyć się z sukcesu innych osób i chwalić je publicznie, gdy zrobią coś dobrze. Osoby roszczeniowe dostają apopleksji, gdy widzą, że komuś się udało, ponieważ nie potrafią znieść, że to nie oni są w centrum uwagi. Z czasem dostrzeżesz, że zauważanie sukcesu innych poprawia Ci nastrój i dodaje motywacji do lepszej pracy.
  7. Inicjować wspólny wysiłek lub pracę grupową. Inspiruj innych, aby wyrażali swoje zdanie, dzielili się doświadczeniami i brali czynny udział we wspólnych działaniach. Jeśli trafia Cię szlag, gdy ktoś „nie ma racji”, nie wskakuj na niego jak baba na przyczepę, tyko przeczekaj nerwy, policz do pięciu albo dziesięciu i zamiast sprowadzać rozmówce do poziomu ściółki leśnej, zapytaj, czy potrafi uzasadnić swoje stanowisko. A nuż widelec ma rację.
  8. Nie przyjmować strony w sporach światopoglądowych. Rzadko kiedy takie spory są czarno-białe. Właściwie to nigdy nie są. Jeśli masz skłonność przyjmowania stron zanim rozpocznie się dyskusja, to z całą pewnością wybierzesz tę stronę, która jest Ci bliższa emocjonalnie a nie merytorycznie. Gdy trzeba, graj adwokata diabła. Stawanie po stronie opcji (nie, nie jest to sprzeczne z pierwszym zdaniem tego punktu), z którą się nie zgadzasz, to świetne ćwiczenie intelektualne, ponieważ wymusza elastyczność i poszerza Twój arsenał retoryczny na przyszłość.
  9. Ćwiczyć myślenie krytyczne, aby bronić się przed automanipulacją, rozwijać się intelektualnie i poprawiać jakość życia swojego i innych.
  10. Obserwować swój postęp. Podejmując działania mające na celu długofalową poprawę jakiegoś aspektu swojego życia, konieczne jest wnikliwe obserwowanie zmian zachodzących w emocjach, relacjach czy myśleniu. Jeśli próbujesz oduczyć się roszczeniowości, zwracaj uwagę, czy od czasu wprowadzenia zmian komunikacja z ludźmi nie staje się łatwiejsza, czy nie jesteś bardziej zadowolony z życia, etc. Dostrzeganie owoców swojej pracy, szczególnie jeśli jest to praca wymagająca wysiłku, to doskonałe paliwo motywujące do dalszego działania.

A jak już Ci się uda, naucz tego innych!

Ostatnia aktualizacja: 2018.12.01

Przeczytaj również:

  1. Rozwój osobisty dla nowoczesnego humanisty – PRZEWODNIK
  2. 10 sposobów, jak poprawić myślenie
  3. Jak oceniać jakość myślenia?

___
[1] https://sjp.pwn.pl/sjp/roszczeniowy;2515802
[2] https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/;3914908
[3] Jaeger, W., Paideia. Formowanie człowieka greckiego. Fundacja Aletheia. 2001;33, 38, 87.
[4] Brzezińska, A., et al. (2016) Psychologia rozwoju człowieka (s. 169 – 215) Sopot: GWP
[5] Levitt M. Perceptions of nature, nurture and behaviour. Life Sci Soc Policy. 2013;9:13.
[6] Kiff, C. J., Lengua, L. J., & Zalewski, M. (2011). Nature and nurturing: parenting in the context of child temperament. Clinical child and family psychology review, 14(3), 251–301. https://doi.org/10.1007/s10567-011-0093-4
[7] Bronson MB. Self-Regulation in Early Childhood: Nature and Nurture. New York: Guilford Press; 2000.

Adam J. Wichura

31 comments

  • niestety, kwestia roszczeniowości wyłożona jest w art w stosób troglodycko książkowy … od poczatku roszczeniowość to zło… heh piszesz również o pseudo kołczach kanapowych a sam za kogo sie uważasz ? jesteś niekonsekwentny w tym co piszesz, o nielogice w myśleniu nie wspominając, niektore art się wzajemnie wykluczają… jawisz się pan jako spec od niemalże wszystkiego …i od majtek i miłostek …po doradcę żeby nie czytać domorosłych kałczy kanapowych i nie czytać 8 zasadz do szczęścia, sam jednoczesnie zamieszczając tego typu treści, kolejna niekonsekwencja, wczoraj pochwaliłam art, dziś niestety/ stety nie mogę …

    • Nie jestem kołczem i się nie uważam za takowego. Jeśli zauwazyłaś gdzieś nielogiczność lub wykluczające się rzeczy, to proszę konkretnie – chętnie odpowiem i przyznam się do błędu.

  • Tak mało w sieci zdrowych, rozsądnych wypowiedzi. Ten artykuł jest świetny, poprawił mi się nastrój gdy czytałam.
    cyt; “spece od rozwoju osobistego, których największym osiągnięciem jest prowadzenie kursów na temat rozwoju osobistego” To jest rewelacyjny wniosek, jak najbardziej słuszny.
    Panie Adamie dziękuje. 🙂

  • Mam ochotę wysłać link do tego tekstu typowej roszczeniowej koleżance z pracy, która niestety jest częścią mojego zespołu. Ale chyba szkoda czasu, po co mam się potem użerać z jej wywołaną kompleksami reakcją? Kobiety po czterdziestce nie zmienię, zrobię sobie tylko wroga. Po co mi to? Najśmieszniejsze jest to, że ta koleżanka narzeka na roszczeniowość swoich dzieci. A jakie mają być dzieci dwójki roszczeniowych, wiecznie niedojrzałych rodziców?
    Pozdrowienia.

  • Drogi autorze.
    1. Piszesz jakbyś sam nie studiował. Jeśli student jak to określiłeś zdobył nikomu nie potrzebę kalifikacje to wychodzi na to ze uczelnia go wrobiła i ona powinna za to odpowiadać. Wyłudziła pieniądze od Państwa czyli nas wszystkich. Jako człowiek rzekomo wykształcony powinieneś wiedzieć ze studia to nie tylko nauka i licznie na super prace, to przede wszystkim rozwój wiec jeśli ktoś chciał się rozwijać a potem podaje frytki to jednak dość bolesna perspektywa która może wywoływać frustracje.
    2. Państwo nie musi pomagać biednym wystarczy ze przestanie okradać obywateli z owoców ich pracy na każdym kroku i to będzie postęp. Jeśli Państwo ma nie pomagać to dlaczego ciągnie od odbywali kasę na każdym kroku i uważa ze tak można ?
    3. Z tym się zgodzę.

    Postawa “roszczeniowa” to tylko jedna strona medalu bo jeśli człowiek nie zacznie się cenić i walczyć o swoje to zawsze będzie wykorzystywany. Uważam ze marne polskie płace są m.in wynikiem tego ze polak nie potrafi walczyć o swoje a jawnie widać ze jako naród jesteśmy wykorzystywani na każdym kroku. Firmy generują krocie a ludzie zarabiają gorsze. Gdy człowiek chce tylko godnych zarobków i nie emigrować z własnego kraju to jest postawa roszczeniowa ? Bzdura.

    • Cześć, dzięki za komentarz. Odpowiadam poniżej.

      Ad 1. Studiowałem, owszem, i wiem, jak niewiele się nauczyłem przez 5 lat. Ale to osobny temat. Czy uczelnia kogoś wrabia? To zalezy, co uczelnia obiecuje kandydatowi. Jeśli faktycznie uczelnia pisze, że po magisterium u nas zdobędziesz wysokopłatną pracę zgodną ze swoimi kwalifikacjami i z przyczyn obiektywnych jej nie zdobywasz (co nie jest możliwe do wykazania), to faktycznie można mówić o wrabianiu. Jeśli natomiast uczelnia niczego takiego nie obiecuje, to czemu winna jest uczelnia i dlaczego absolwent zrzuca odpowiedzialność na uczelnię? Dodatkowo, czy podawanie frytek po budowlance powinno być mniej bolesne niż po uniwersytecie?

      Ad 2. Czyli to, że “państwo ciągnie od obywateli” usprawiedliwia bierność moralną obywateli?

      >>Postawa “roszczeniowa” to tylko jedna strona medalu bo jeśli człowiek nie zacznie się cenić i walczyć o swoje to zawsze będzie wykorzystywany.

      Odp. W tekście nie piszę o cenieniu siebie czy asertywności ogólnie, ale o niewspółmiernych wymaganiach względem innych i siebie. W skrócie: wymagaj od siebie przynajmniej tyle, ile wymagasz od innych.

      >> Uważam ze marne polskie płace są m.in wynikiem tego ze polak nie potrafi walczyć o swoje a jawnie widać ze jako naród jesteśmy wykorzystywani na każdym kroku.

      Ok, przyjmuję Twoją opinię. Jednak jeśli chcesz faktycznie bronić tego argumentu, powinieneś najpierw określić w porównaniu do czyich płac polskie są marne. W porównaniu do Anglii? Ukrainy czy może Bangladeszu? Oraz w jakich województwach, miastach i sektorach? Bo np. w wielu branżach w Warszawie zarobisz więcej niż w Rzymie czy Atenach.

      >> Firmy generują krocie a ludzie zarabiają gorsze. Gdy człowiek chce tylko godnych zarobków i nie emigrować z własnego kraju to jest postawa roszczeniowa ? Bzdura.

      Nie, to nie jest postawa roszczeniowa. Postawa roszczeniowa byłaby wtedy, gdyby chciał godnych zarobków i siedział na miejscu narzekając, że mało zarabia, ale mu się należy. Emigracja zarobkowa to konkretne działanie zmierzające do poprawy własnej sytuacji 🙂

      Pozdrawiam

    • greg, dobrze jest poczytać choć jedną mądrą odpowiedź na ten idiotyczny, manipulatorski artykuł.

  • No cóż, dla mnie to też jest totalny kosmos, ten artykuł. Studia są wysiłkiem. Bardzo mało ludzi studiuje filozofię, filologię klasyczną czy inny niepotrzebny dla społeczeństwa kierunek. Jeżeli ktoś zaczyna filologię polską, z myślą, że na rynku pracy brakuje polonistów (hipotetyczna sytuacja), a za 5 lat może pracować za 2000 netto, A ROBOL ZA 3.000 PLN, to tak, dla mnie byłoby to bardziej bolesne, niż gdybym młodość spędził na trzepaku. Jest to dla mnie wręcz aksjomat, nie mam pojęcia na jakiej podstawie próbujesz to podważać. Wiadomo, pytanie do kogo kierować wówczas pretensje. Nie mniej jednak nie dziwię się czyjejś frustracji. Pierwszy przykład totalnie kulawy. Reszta jak Cię mogę…

    • Cześć Ernest, nie do końca rozumiem obiekcję, jeśli mam być szczery. Ja nie sugeruję, że osoba, która studiowała 5 lat i zarabia mało nie powinna czuć rozczarowania. Niech czuje, ale niech również poczyni kroki, aby poprawić swój status, jeśli tego potrzebuje, zamiast obarczać winą za sytuację “robola”, państwo lub uniwersytet. Czy wg Ciebie powinna być ustawowa gwarancja wysokich zarobków z tytułu “młodzieńczego wysiłku”?

    • Każdemu człowiekowi należy się miłość. Miłość to nie tylko ciepłe uczucie, ale też trzymanie się pewnych wartości bez względu na uczucia – względem każdego człowieka. Wartości te wyrażają się w tym, że życzymy komuś dobrze, ale też: staramy się podejść do niego indywidualnie, nastawiamy się na zobaczenie tego, co w nim dobre, na wysłuchanie jego głębokich potrzeb i oddzielenie ich od kaprysów. To również pomaganie mu wędką, a także rybą, gdy sytuacja tego wymaga, aby miał siłę utrzymać wędkę. Opisane powyżej podejście nie jest wpisane w nasz system (choć mogłoby), ponieważ bazuje on na fałszywych, pseudonaukowych założeniach o naturze ludzkiej (np. piramida Maslowa), podczas gdy to właśnie te założenia tak tę naturę w praktyce kształtują, że przeważnie jej ukształtowanie potwierdza wbudowane założenia. Dlatego ludzie niepodatni na demoralizację wynikającą z systemu też traktowani są jako roszczeniowi, nieżyciowi, naiwni. Edukacja nie podtrzymuje dziecięcej ciekawości świata, nie traktuje talentów dzieci jako priorytetu, nie pielęgnuje więc pasji, wprowadza etos konkurencji i najlepiej, jeśli dziecko ma piątki ZE WSZYSTKIEGO. To już takie przysposabianie umysłu, by odnalazł się w tym zepsutym systemie. Każdy, kto nie robiłby niczego twórczego, a jedynie biernie rozrywał się, gdyby teoretycznie wygrał w lotka, ujawniłby demoralizację wpojoną przez system. Ludzie niezdemoralizowani nie muszą mieć motywacji lęku i zysku materialnego, by i tak dawać coś z siebie. Ta sama demoralizacja sprawia, że ludzie, straszeni wizją bezdomności i nędzy i nęceni marchewką takiego wzbogacenia się, by jak najbardziej oddalić tę wizję, czują się przymuszeni do robienia czegokolwiek, byle zarobić, zaczynają czcić pracowitość jako taką i nie są gotowi podzielić się z kimś, kto o pomoc PROSI. Milioner przeważnie nie podzieli się tysiącem z ubogim, a ubogi z uboższym prędzej podzieli się pieniądzem proporcjonalnie większym. To, co zwykle nazywa się roszczeniowością, jest drugim biegunem chciwości. Obecnie system monetarny osiąga szczyty niemoralności i zepsucia. Konsumpcjonizm staje się religią. Dlatego filozofia czy poprawna polszczyzna w Internecie są, jak napisał autor, „nikomu do niczego niepotrzebne”. Potrzebne jest za to niesamowicie przechodzenie z telewizorów 4k na 12k. Zysk i materialne dogadzanie sobie na pierwszym miejscu, a jeśli np. większość społeczeństwa nie zauważa błędów językowych, to po co zatrudniać wirtualnych korektorów? Klikalność się przecież liczy. To, oczywiście, jeden z przykładów. Jest o co winić cały ten system. I nie jest to roszczeniowość. Problem w tym, że skoro generuje on tyle patologii, niemoralności i absurdów, to zadaniem człowieka prawdziwie nieroszczeniowego jest nie zrażać się tym, jeśli jest w trudnej sytuacji. Nie zrażać się tym, że milionerzy w rodzinie nie są gotowi mu pomóc. Radzić sobie jak może, ciesząc się z tego, co ma, by jednak dążyć do tego, aby zrobić użytek z danych mu talentów, nie pędzić za zyskiem za wszelką cenę, wnieść coś z miłości do bliskich (i nie tylko ich) i ostatecznie nie stać się takim samym zepsutym sknerą. Nie z urazy, nie z zemsty. Po prostu nie można służyć Bogu (Prawdzie i Miłości) i mamonie.

  • Zgadzam sie w 100% , niestety ja kieruje się tymi zasadami i mam przerąbane w świecie rozszczeniowych egoistów. Tak więc nie polecam.

  • Człowiek roszczeniowy, to człowiek, któremu zabrano lizaka i którego jedyną reakcją jest bezrefleksyjna złość na resztę świata.
    Również uważam, że trzy fakultety nie uprawniają jakoby “z urzędu” do wyższych zarobków.
    Naprawdę duży wysiłek, (być może czasem trochę szczęścia:)) otwiera drogę do naszych małych i dużych sukcesów .. niezależnie od wykształcenia. Bardzo fajny artykuł 🙂

  • Aż mi się nie chcę do końca czytać tego beznadziejnego artykulu… Widać pisali te artykuł na zlecenie pracodawcy…. Pracuj za miskę ryżu tyle jest warta twoja praca…. Na twoje miejsce czeka 20 innych bezwartościowych osób….

  • 1. Jeżeli profesor architekt projektant drapacza chmur zarabia drastycznie mniej niż niewykwalifikowany robotnik mieszający beton na budowie tegoż budynku… to mamy piękny przykład roszczeniowości rodem z PRL. Czyli komunizm. Osobną sprawą jest liczenie fakultetów: Albert Einstein miał chyba tylko jeden, ale Dirac już dwa, a ostatnia moda to trzy lub cztery. I tak mamy niezbyt mądrych absolwentów z mnóstwem papierków i wybujałymi ambicjami.

    2. “Państwo powinno pomagać biednym” – czy to może być hasło roszczeniowe? Oczywiście że tak. Ale można to odczytać także inaczej. Jako wyrażenie woli co do jednego z celów na jakie mają być przeznaczane podatki. Jako obywatelską troskę i podmiotowość – mamy demokrację więc mamy prawo decydować. I jeszcze drobiazg: fraza “państwo powinno” nijak się ma do tego czy ktoś aktywnie angażuje się w samodzielną pomoc – czy wprost przeciwnie, usprawiedliwia swoją bierność.

    3. Oddawanie samochodu biednej kuzynce… Ładny przykład, tylko trochę nie na temat. Bo o roszczeniowości mogłaby być mowa gdyby to kuzynka się domagała. W rodzinie jest trochę jak w polityce międzynarodowej: trzeba mieć takt i wyczucie, a każde działanie niesie konsekwencje i może wywołać – symetryczne lub nie – reakcje. Ciągnąc nieszczęsny automobilowo-kuzynkowy przykład: jeżeli nie sprzedasz kuzynce starego auta za rynkową cenę… ale oddasz je za darmo sąsiadowi… to sygnalizujesz że kuzynka jest dla ciebie mniej ważna niż sąsiad.

    Jak widzisz – trzy twoje przykłady – i każdy z nich oczywisty nie jest.

  • Dziękuję, że mogłem przeczytać za darmo powyższy, wartościowy artykuł. Po komentarzach widać zachowania o co niektórych wspominasz. Praca nad sobą jest bardzo ważna, ciężko to zrobić dopóki nie zrozumie się pewnych definicji, a których zrozumienie bardzo ułatwiają takie artykuły. Pozdrawiam

  • Pomijając całą resztę artykułu…nie widzę związku między zwróceniem komuś nawet ostrej uwagi(jak to zostało nazwane “łomot werbalny”) z przesunięciem granicy tolerancji. Czyli co-milcz i zgadzaj się na to zachowanie i czekaj aż się zmieni? W końcu tolerancja-to zgodą,nietolerancja-to niezgoda na coś i coś trzeba zrobić żeby to zmienic.
    To właśnie skończyła się tolerancja na konkretne zachowanie ,więc trzeba to komuś zakomunikować,bo jeśli nie to będziemy znosić to w nieskończoność i wtedy będziemy przesuwać nasza granicę tolerancji. Jeśli spokojny komunikat wystarczy to jest ok,ale często nie wystarcza i konieczny jest ostrzejszy komunikat nawet z wyznaczeniem konsekwencji nie przestrzegania wyznaczonej granicy.
    I uzasadnienie – robię w końcu “łomot”,bo dłużej tego tolerować nie będę -tez nie jest przesunięciem granicy tolerancji,lecz postawieniem granicy.
    Pomieszane pojęcia w/g mnie.

  • Niestety pierwszy przykład jest niefortunny. Studia to nie tylko kwalifikacje, ale też myślenie, kultura, nauka samodzielnego szukania informacji, logika, praca w zespole i wiele innych. Same kwalifikacje nie wystarczą, zarówno dla prostych ludzi, jak i dla studentów. Nauka na uczelni powinna obejmować więcej praktyki w naturalnym środowisku pracy. Zależy to więc od zreformowania szkolnictwa wyższego.
    Natomiast w umysłach prostych ludzi, oprócz przekleństw rodzą się jakieś teorie spiskowe, czy inne głupoty. Jeśli coś wiedzą, to zazwyczaj tylko swoją działkę. Nie mają szerszej perspektywy patrzenia na sytuację, na życie. Co gorzej, prawdziwych fachowców nie ma wielu, a ta cała reszta, to dopiero jest rozszeniowa! Więcej popsują niż zrobią i do tego nie można zostawić ich samych, bo wtedy nie mają motywacji do pracy i robią głupoty. Lepszy taki człowiek co nic nie zrobi, niż ten co się uważa za fachowca i wszystko popsuje. Ten co kończy studia, przynajmniej jest inteligentny, a w grupie tzw fachowiców kryją się ludzie do niczego niezdolni i krzyczą, że im się należy, tylko za to to, że samozwańczo nazwali się fachowcami

  • Artykuł ciekawy. Z dużą dawką humoru. Roześmiałam się kilka razy. To prawda, że sami wpadamy w pułapkę roszczeniowości i sami siebie zwodzimy naciąganymi, dziecinnymi argumentami. Bardzo dobrze mieć mądrych przyjaciół, którzy nas sprowadzają na ziemię w odpowiednim czasie. Nawet brutalnie. Dzięki temu można uniknąć marnowania czasu na błędy i ich konsekwencje. Zgadzam się z tym co powiedział kiedyś starożytny mędrzec, że łatwo dojrzeć słomkę w czyimś oku – gorzej z belką w swoim.

  • Jestem trochę zdziwiona, że tyle osób nie zgadza się z wyjaśnieniem pkt. 1, dotyczącego zarobków po studiach. W pełni popieram zdanie Autora artykułu, bo przekonałam się na własnej skórze, jak roszczeniowość w tej kwestii blokuje kreatywne myślenie i właściwe decyzje.
    Wiele lat temu ukończyłam studia na kierunku lekarskim, odbyłam staż podyplomowy i zrobiłam specjalizację w dużym szpitalu. Zderzenie z rzeczywistością nastąpiło bardzo szybko – po około roku pracy, jeszcze w trakcie specjalizacji. Długie, bardzo długie godziny w szpitalu, koszmarnie meczące dyżury, sfrustrowani przełożeni i współpracownicy, gburowaci i roszczeniowi pacjenci, itd., itd. Przez kolejne lata żyłam jak w transie z poczuciem, że zostałam oszukana i przegrałam życie, bo moje wykształcenie powinno mi GWARANTOWAĆ pracę lekką, dającą satysfakcję i (to oczywiste) dobrze płatną, a nie ciężką orkę, zepsute wieczory, weekendy i święta, za wynagrodzenie w wysokości 3500 PLN brutto (dla porównania wtedy pracując na kasie w supermarkecie można było zarobić ok. 3000 – 3200 PLN). Przecież nie po to uczyłam się przez 13 lat po maturze! Na szczęście w pewnym momencie otrząsnęłam się z takiego myślenia jak ze złego snu. Zmieniłam zawód, pracę, otoczenie, zmieniałam wszystko. Sama sięgnęłam po to, co myślałam, że po prostu mi się NALEŻY (tylko kto miałby mi to dać i właściwie dlaczego?) – dobrą, lekką pracę, godne zarobki, spokój, harmonię, szacunek innych ludzi.
    Wiem, że warto walczyć z własną roszczeniowością, bo ona naprawdę unieszczęśliwia. Ta walka nie zawsze musi oznaczać rewolucję w życiu, czasami wystarczy np. poprosić o podwyżkę, a nie oczekiwać, że szef się domyśli. U mnie niezłym efektem ubocznym walki z własną roszczeniowością jest to, że nauczyłam się też, jak radzić sobie z innymi “roszczeniowcami”. Zauważyłam, że na moje roszczenia większość osób w ogóle nie reaguje, więc ja też mogę po prostu ignorować cudze roszczenia, jeśli są według mnie nieuzasadnione. Wszystko razem daje poczucie wolności.

  • Dobry artykuł. To oczywiście tylko widok na wierzchołek góry lodowej problemu – ale od czegoś trzeba zacząć. W naszym szalonym świecie, praktycznie od zawsze skażonym destruktywnymi ideami, religiami, indoktrynacją takiej czy innej grupy, trzymającej władzę nad resztą społeczeństwa – rozum, racjonalizm i logika są jedyną obroną.

Your Header Sidebar area is currently empty. Hurry up and add some widgets.