Myślenie nie jest łatwe. Dla nikogo. Im bardziej zdajemy sobie sprawę, że więcej nie wiemy, niż wiemy, tym cały proces staje się uciążliwszy. Słynne „Wiem, że nic nie wiem” przypisywane Sokratesowi (niektórzy twierdzą, że zupełnie niesłusznie) miało odnosić się do przekonania wielkiego filozofa, że nie posiada on wiedzy, którą mógłby się dzielić, ponieważ on sam cały czas jej (prawdy) poszukuje. Według podań, zamiast pouczać przechodniów, Sokrates miał za pomocą logicznych pytań doprowadzać rozmówców do momentu, w którym albo stwierdzali, że właściwie to nic nie wiedzą na poruszony temat, albo odnaleźli odpowiedź na postawiony problem.
Bez cienia przesady można zatem uznać, że Sokrates jest jednym z praojców myślenia krytycznego. O tym, czym jest myślenie krytyczne pisałem przy okazji Rzeczy o utraconej potrzebie rozumienia otaczającej nas rzeczywistości, a tutaj pragnę rozwinąć temat i przedstawić kilka ciekawych praktyk, których stosowanie sprawi, że z czasem staniemy się mądrzejszymi ludźmi.
1. Większość nie musi mieć racji
Właściwie to najczęściej jej nie ma. Tzw. argumentum ad populum, czyli argument odnoszący się do upodobań tłumu jest zawsze pozbawiony merytoryczności lub innymi słowy – jest zawsze zły. Nie chodzi nawet o to, że większość rzadko kiedy jest zdolna do stosowania krytycznego myślenia, ale o to, że prawda lub fakty są niezależne od opinii ludzi. A opinia większości zbyt często oparta jest na emocjach, a nie danych.
Przykłady:
a) Kontrowersyjny wpis na FB ma dużo polubień, dlatego jego autor musi mieć rację.
b) Podatek dochodowy jest w większości krajów Zachodu, dlatego musi być dobry.
c) Kiedyś uważano, że Słońce krąży wokół Ziemi. Byli tacy, co skończyli na stosie za głoszenie odmiennych poglądów. A jednak dziś heliocentryzm jest faktem naukowym.
d) Większość Polaków nie lubi Rosjan, dlatego Rosjanie muszą być źli.
Myślenie pod prąd wymaga odwagi. Nic więc dziwnego, że łatwiej jest nam zgodzić się z powszechną opinią, niż napisać coś niepopularnego i otrzymać dziesiątki negatywnych komentarzy.
2. Większość nie ma racji, dlatego zaufaj mi
Odwrotność poprzedniego błędu. Niektórzy na poparcie swoich tez używają argumentu, że ich pogląd jest niezgodny z powszechnymi upodobaniami ludzi, dlatego musi być prawdziwy. Wszak z prądem płyną tylko martwe ryby, tak? Błąd. Większość może mieć rację, ale nie to powinno być punktem odniesienia w naszych rozważaniach, tylko konkretne fakty. Jeśli faktów brak, lepiej nie formułować twardych poglądów tylko wstrzymać się do czasu, aż takie fakty pojawią się. Przykładem może być pucz w Turcji. Ledwo się zaczął, a wszelakiej maści eksperci od razu wiedzieli, że to albo prowokacja USA, albo spisek Erdogana, albo coś jeszcze innego. Do dziś właściwie nie do końca wiadomo, co się tam stało. W obliczu braku danych na temat przyczyn, lepiej skupiać się na ocenie rezultatów i ich wpływu na otoczenie.
3. Nie ufaj czemuś, bo popiera to „fajna” strona
To, że na czlowiek.info piszą, że krytyczne myślenie jest dobre, wcale nie znaczy, że tak w rzeczywistości jest.
4. Każdy czasem się myli
Nie urodził się taki, co ma zawsze rację. Fakt, że źródło informacji czasem jest w błędzie, nie znaczy, że zawsze jest w błędzie. Nie chodzi o to, aby brać cokolwiek na wiarę. Chodzi o to, aby nie odrzucać jakiejś tezy automatycznie, ponieważ została postawiona przez nielubiane przez nas źródło. Nawet Gazeta Wyborcza – mimo bardzo złej opinii wynikającej z częstego manipulowania informacją – potrafiła wznieść się ponad własną nierzetelność i dobrać się do afery reprywatyzacyjnej w Warszawie. Można spekulować, czy zrobili to dla pogrzebania konkretnej opcji politycznej, ale po co, skoro zrobili coś dobrego?
5. Weryfikuj dane liczbowe
Są rzeczy, których nie zweryfikujemy bez specjalistycznej wiedzy (np. fizyka jądrowa). Wtedy najlepiej konfrontować kilka źródeł jednocześnie. Są też informacje, które od razu brzmią absurdalnie, a ich weryfikowanie nie ma większego sensu, np. kobieta dożyła 100 lat, ponieważ paliła paczkę papierosów dziennie. Są jednak informacje, których weryfikacja nie wymaga specjalnej wiedzy, a jedynie odrobinę samozaparcia. Należą do nich dane liczbowe, a szczególnie statystyczne. Szermowanie wyciągniętymi z kapelusza liczbami to bardzo popularna praktyka np. wśród polityków czy ruchów ideologicznych.
6. Korelacja nie oznacza przyczynowości
Innymi słowy, jeśli wskaźnik zachorowalności na raka jest większy u osób palących papierosy, nie znaczy to, że palenie papierosów powoduje raka. Przyczyn raka jest wiele, a korelacja może oznaczać co najwyżej tyle, że palenie może zwiększać ryzyko wystąpienia danej przypadłości. Z drugiej strony twierdzenie, że korelacja nie sugeruje związku między jednym a drugim, bo ktoś tam dożył 100 lat paląc papierosy jest błędem w drugą stronę. Korelacje zwykle używane są jako punkt wyjścia do dalszych badań czy dociekań, ponieważ wskazują na prawdopodobieństwo wystąpienia przyczynowości między zjawiskami. Oczywiście są takie korelacje, które nie mają absolutnie żadnego sensu, np. ludzie częściej ubierają kalesony, kiedy na drzewach nie ma liści. Mimo że te dwie rzeczy faktycznie występują niejako równolegle, to ich przyczyn należałoby upatrywać jednak w czymś innym. W takim wypadku trzeba zastanowić się, co łączy brak liści i obecność kalesonów.
7. Słowa zmieniają rzeczywistość
Dwa te same wydarzenia można opisać w różny sposób, aby przekazać odmienne informacje. Wystąpienie dwóch różnych grup ludzi przeciwko innej grupie ludzi można nazwać protestem lub zakłócaniem porządku. Protest ma raczej pozytywne lub przynajmniej neutralne konotacje (chyba że dotyczy taksówkarzy blokujących drogi), natomiast zakłócanie np. konferencji jest zdecydowanie źle postrzegane przez odbiorcę. Często protesty nazywane są też performansami dla nieuzasadnionego nadania wystąpieniu artystycznych wartości, a wynika to z prostej przyczyny: artystom częściej pobłażamy, ponieważ mamy przekonanie, że cokolwiek robią, ma to związek z ekspresją artystyczną.
Jesteśmy szczególnie podatni na językowe sztuczki kreowania rzeczywistości w Internecie, gdzie przepływ i ugruntowanie informacji odbywa się za pośrednictwem nagłówków. Ale nawet jeśli klikniemy w link i zapoznamy się z treścią informacji, to bardzo rzadko zwracamy uwagę na dobór słownictwa. Jeśli mamy wątpliwość, czy użyte przez redaktora nazewnictwo jest adekwatne do sytuacji, warto przełożyć opisaną sytuację na inne okoliczności. Najlepiej na te, z którymi się zgadzamy światopoglądowo.
Świetnym przykładem manipulacji językowych są daniny państwowe, czyli podatki. Płacimy składki, akcyzy, ubezpieczenia, abonamenty. Oprócz ładnych słów, wszystkie te daniny są podatkami. Ponieważ nie lubimy podatków, nowe obciążenia nazywane są w sposób mniej inwazyjny dla naszej psychiki. Więcej na ten temat opowiadam w Psychologii podatków.
8. Pomijanie istotnych informacji
Jeśli czerpiemy informacje z jednego źródła lub kilku źródeł z tą samą linią redaktorską (np. PiS kontra PO), narażamy się na ryzyko, że istotne informacje z punktu widzenia naszego własnego interesu zostaną pominięte tylko dlatego, że stawiają przeciwnika w dobrym świetle. Jednym z przykładów takich manipulacji poprzez pomijanie opisywałem w tekście na temat wizyty prezydenta Chin Xi Jinpinga w Polsce.
Warto zatem śledzić również te media, które niespecjalnie przypadają nam do gustu.
To takie prawdziwe!