Demagog, popularny serwis fact-checkingowy, opublikował niedawno artykuł “Kto wierzy w teorie spiskowe? Nikt nie jest wolny od ryzyka“, w którym usiłuje wyjaśnić, dlaczego wierzymy w teorie spiskowe. To, co przykuło moją uwagę, to bynajmniej nie hipotezy na temat owych przyczyn (które są niczym więcej jak hipotezami opartymi na wątłych badaniach), ale sama definicja, z której Demagog wychodzi w swoich rozważaniach – szkodliwa i wprowadzająca w błąd.
Tak Demagog definiuje “teorię spiskową”:
Pod pojęciem „teoria spiskowa” zwykle rozumiemy tezę, że grupa o niecnych zamiarach steruje wydarzeniami i zataja fakty dla własnych korzyści. Na myśl mogą przychodzić tu takie przykłady, jak: teorie o płaskiej Ziemi czy o kontrolowaniu pogody przez HAARP.
Brzmi rozsądnie? Wydaje się, że tak. Definicja zgrabna, wyrazista i łatwa do przyjęcia. Jednak na tym właśnie polega jej przewrotność. Jak każda powierzchowna definicja, zawiera pułapkę – redukuje złożoną rzeczywistość do prostej, zbyt wygodnej etykiety.
Weźmy choćby przykład teorii o płaskiej Ziemi czy kontroli pogody przez instalacje HAARP. To prawda – mamy tu grupę, złą intencję i ukrywanie faktów. Ale czy podobnie można traktować faktycznie odkryte spiski, które przez lata uznawano za nierealne? Historia aż roi się od przykładów, które przeczą prostym klasyfikacjom.
- Epidemia opioidowa w USA napędzana m.in. przez producentów leków, którzy świadomie bagatelizowali ryzyko uzależnień, finansowali zmanipulowane badania, szkolenia i „edukację” medyczną.
- Podobnie w przypadku COVID-19: grupa wpływowych epidemiologów dążyła świadomie do zdyskredytowania hipotezy o laboratoryjnym pochodzeniu wirusa, którą – jak wynika z ujawnionej korespondencji – sami dopuszczali jako możliwą.
- Cambridge Analytica, MKUltra, Tuskegee Study, i wiele, wiele innych.
We wszystkich przypadkach mamy do czynienia ze “sterowaniem wydarzeniami” albo “zatajaniem faktów dla własnych korzyści”. Czy intencje aktorów tych spisków zawsze były „niecne”? Może tak, a może nie. Zależy jak na to spojrzeć. Raczej kierowała nimi chęć zysku, ochrony prestiżu nauki lub własnych karier. Jednak mechanizm był niemal identyczny – próba narzucenia wygodnej narracji i ukrycia niewygodnych faktów.
Tymczasem definicja „teorii spiskowej” jako narracji snutej przez osoby z obsesją na punkcie złowieszczych elit stwarza fałszywy obraz rzeczywistości. Zamyka drogę do rozsądnego dyskutowania o realnych problemach i wyklucza racjonalną krytykę władzy, autorytetów, czy korporacji. W końcu, skoro każda sugestia o skrytych działaniach wpływowych grup jest „teorią spiskową”, w praktyce każde podejrzenie można z łatwością zbagatelizować.
Jak więc odróżnić spekulacje racjonalne od nieracjonalnych?
Nie chodzi wcale o to, czy posiadamy absolutne dowody. Nauka, polityka czy dziennikarstwo śledcze często operują hipotezami opartymi na racjonalnych przesłankach – precedensach, dokumentach, motywach czy śladach finansowych. Kluczowa różnica polega na tym, czy dana teoria jest falsyfikowalna – czyli czy istnieje sposób, by ją potwierdzić lub obalić. Hipotezy oparte na dowodach pośrednich, ale możliwych do zweryfikowania, różnią się fundamentalnie od teorii opartych na czystej wierze i założeniu wszechobecnego zła.
- Poziom 1: Spisek udowodniony – oparty na bezpośrednich dowodach (akta, zeznania, wyroki). Przykład: Watergate, kryzys opioidowy (Purdue Pharma), program MKUltra, Cambridge Analytics.
- Poziom 2: Spisek prawdopodobny – ma mocne przesłanki (maile, konflikty interesów, anomalie w decyzjach), ale brak mu ostatecznych dowodów. Przykład: celowe wyciszanie hipotezy wycieku SARS-CoV-2 z laboratorium w Wuhan.
- Poziom 3: Spekulacja uzasadniona – oparta na logicznych analogiach i precedensach. Falsyfikowalna, ale niepoparta jeszcze żadnymi dowodami empirycznymi. Przykład: wprowadzenie indywidualnych paszportów CO2 w ramach Digital ID.
- Poziom 4: Teoria spiskowa nieracjonalna – odporna na falsyfikację, oparta na wierze i domniemaniach („skoro to ukrywają, to na pewno coś jest”). Przykład: reptilianie, płaskoziemstwo, COVID powodują anteny 5G.
Zamiast więc wrzucać wszystkie teorie do jednego worka, potrzebujemy bardziej precyzyjnego narzędzia – sceptycznego, lecz otwartego podejścia, które nie pozwala łatwo zbywać racjonalnych wątpliwości jako zwykłego spiskowego myślenia. Racjonalna spekulacja to nie grzech ani oznaka paranoi. To sposób, w jaki zdrowe społeczeństwo broni się przed nadużyciami władzy.




