Wojna polsko-polska to pojęcie, które na dobre zadomowiło się w naszym pojmowaniu polskiej rzeczywistości „dialogu” publicznego. Oczywiście o żadnym dialogu nie ma mowy, stąd cudzysłów. Początków tego podziału upatrywać można już w czasach I Rzeczypospolitej, kiedy starcie postępowej Familii z reakcyjnym stronnictwem hetmańskim (lepiej znanym jako tzw. Targowica) doprowadziło do rozbiorów Polski.
Wojna polsko-polska nie jest jednak niczym unikalnym na skalę światową. Jest ona bowiem przykładem typowego podziału plemiennego, który powstaje z reguły na dwa sposoby: 1) naturalnie, gdy na danym obszarze panuje deficyt zasobów, 2) sztucznie, gdy grupa lub różne grupy interesów skłócają społeczność zgodnie z zasadą divide et impera, czyli dziel i rządź.
W Polsce mamy do czynienia z podziałem numer 2. Ponieważ Polska leży między przysłowiowym młotem a kowadłem, czyli na skrzyżowaniu różnych stref wpływów (ekonomicznych, geopolitycznych i cywilizacyjnych – stąd największe kataklizmy zawsze przetaczały się przez nasz obszar), to siłą rzeczy różne grupy interesów walczą o dominację nad naszym terytorium. Oczywiście my nie mamy w tym żadnego interesu, dlatego jakiekolwiek przekonanie, że nasi sąsiedzi martwią się o nasze dobro i chcą dla nas jak najlepiej, jest przynajmniej naiwne.
Jeśli nie jesteś Tutsi ani Hutu, to…
Wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno […] ważne pytanie. Co jest Ci niezbędne, aby wieść dobre życie?
Dla większości ludzi będą to bardzo podstawowe rzeczy:
– stabilność finansowa niezbędna do utrzymania siebie i rodziny,
– dach nad głową,
– zdrowie.
O ile zdrowie niszczymy sobie często na własne życzenie, o tyle zakup własnego mieszkania to nie lada wyzwanie przy obecnych stawkach za metr kwadratowy oraz przeciętnych zarobkach na rynku pracy. Jeśli zatem najważniejsze potrzeby większości ludzi można zamknąć w tych trzech punktach, pozostaje pytanie, dlaczego ludzie nie są zdolni do wywarcia presji na rządzących, aby te potrzeby zostały zaspokojone.
Większości ludzi nie interesuje polityka, ekonomia, spory prawne czy ideowe, dlatego tematy faktycznie wpływające na zaspokojenie trzech potrzeb wymienionych wcześniej są wykorzystywane instrumentalnie do tworzenia podziałów. Aby móc merytorycznie odnieść się do propozycji partii kandydujących w wyborach, każdy z nas musiałby spędzić niezliczoną ilość godzin na kształcenie się w zakresie ekonomii, prawa, stosunków międzynarodowych i – przede wszystkim – zgłębianie programów wyborczych kandydatów. Za wyjątkiem przeczytania programów wyborczych, które z reguły są tak wątłe, że w większości przypadków nie nadają się nawet na makulaturę, nie jest możliwe, aby wszyscy ludzie byli zdolni do podejmowania merytorycznych decyzji, ponieważ przeciętny człowiek pracuje od rana do wieczora na utrzymanie siebie i rodziny i nie ma na to zwyczajnie czasu ani ochoty.
Co zatem decyduje, że innym państwom się powodzi i potrafią bronić własnych interesów? Bynajmniej nie chodzi o jakieś wielkie wykształcenie obywateli, czego przykładem są Stany Zjednoczone – hegemon gospodarczy i militarny o fasadowej demokracji, w której liczy się ładny uśmiech i okrągłe słowa, a przeciętny Amerykanin nie wie, czy Europa to kraj czy państwo.
Kluczem do udzielenia odpowiedzi na to pytanie są dwa pojęcia: klasa średnia i inteligencja.
W Polsce nie ma ani silnej klasy średniej, ani jakościowej inteligencji. Może i jesteśmy jednym z najlepiej wykształconych narodów na świecie, ale nie jest to tożsame z posiadaniem jakościowej inteligencji, która byłaby w stanie kreować i promować zdrowe dla Polaków koncepcje rozwoju nadające tożsamość klasie średniej.
Dlaczego nie ma w Polsce silnej klasy średniej i inteligencji? Bo zostały wymordowane przez Niemców i Rosjan w ramach II Wojny Światowej, a później były gnębione przez kolejne władze aż do 89 roku. Niestety skala obciążeń podatkowych (oddajemy państwu nawet 65% dochodów!) oraz drenaż polskiego kapitału intelektualnego, ludzkiego i finansowego nadal w drastyczny sposób ograniczają możliwości rozwoju Polaków.
Masowa emigracja na Wyspy jest tego wyrazem.
Jeśli chcesz żyć dobrze, ale nie masz bogatych rodziców, to musisz pracować. Jeśli masz bogatych rodziców i nie pracujesz, to prędzej czy później staniesz się biedny. Praca uszlachetnia, jeśli widzisz jej owoce. W każdym innym wypadku poniża i upodla.
Branie udziału w sporze światopoglądowym nazywanym wojną polsko-polską prowadzi do cementowania podziału, na którym tracimy wszyscy, ponieważ odciąga uwagę od rzeczy fundamentalnych dla rozwoju i poprawy jakości życia. A rzeczami tymi jest uwolnienie potencjału zwykłych ludzi – małych i średnich przedsiębiorców, pracowników intelektualnych i najuboższych.
Wolność, demokracja, Europa
Podstawowym zatem problemem w Polsce jest polaryzacja myślenia, czyli myślenie plemienne. Zostaliśmy siłą wepchnięci w sztywną ramę postrzegania rzeczywistości przez pryzmat lewa i prawa. Na przestrzeni czasu nazywano to różnorako, ale zasadniczo zredukowano nas do wyboru między tzw. “zacofanym Katotalibanem” z mało estetycznymi przedstawicielami, a z drugiej – „postępowym” i wyperfumowanym frontem lewicowych Euroentuzjastów grających na kompleksach wyhodowanych w PRL-u.
Inne sposoby postrzegania rzeczywistości zostały tak mocno zmarginalizowane w przestrzeni medialnej, że z jednej strony można być tylko nienawidzącym religii i narodów euroentuzjastycznym zwolennikiem uchodźców, aborcji, podatku 100% dla najbogatszych, a z drugiej – zacofanym Katolikiem-faszystą dążącym do wprowadzenia dyktatury i zamknięcia wszystkich mniejszości w obozach.
Brzmi jak komedia? Powinno.
Osobiście nie znam nikogo, kto potrafi ugotować bulion z demokracji, usmażyć schabowego z wolności i przyrządzić deser z „wartości europejskich”. Ładne i okrągłe idee przestają mieć znaczenie, gdy człowiek tyra od rana do wieczora i nie widzi owoców swojej pracy, bo fiskus zabiera mu 3/5 tego, co zarobi. Nie obronisz się przed chłodem rozpalając serce myślami o egalitaryzmie.
Nie trzeba być Europejczykiem, żeby być osobą tolerancyjną i racjonalną. Nie trzeba być Katolikiem, aby być dobrym Polakiem. Jeśli nosisz w sobie odmienne przekonanie, to znaczy, że bardziej zależy Ci na swojej dumie niż na wspólnym dobrobycie.
Pomyśl o tym, gdy następnym razem usłyszysz pojęcie „lewak” lub „faszysta”.
te głąby już są jak tutsi i hutu. Z jednej strony “pedały”, z drugiej “faszyści”, a normalni ludzie czekają cierpliwie, aż te dwa plemiona się wybiją i odp….lą od Polski.
Dziękuję Panu za ten tekst. Ubrał Pan w słowa również i moje odczucia. “Dziel i rządź” – zasada stara jak świat, ale wciąż tak samo skuteczna.
To ja dziękuję i zachęcam do dawania przykładu innym swoją postawą 🙂
Udostępniam ten tekst. Zwłaszcza mi się podoba akapit:
“Nie trzeba być Europejczykiem, żeby być osobą tolerancyjną i racjonalną. Nie trzeba być Katolikiem, aby być dobrym Polakiem. Jeśli nosisz w sobie odmienne przekonanie, to znaczy, że bardziej zależy Ci na swojej dumie niż na wspólnym dobrobycie.”
Interesujący temat i tekst. Jeśli chodzi o źródła podziału i trudności z rozwinięciem się klasy średniej, to wziąłbym pod uwagę fakt naszego sąsiedztwa. 70 lat istnienia ZSRR to kres tzw “eksportu rewolucji”. Rewolucji skierowanych przeciwko klasie średniej krajów docelowych. Można powiedzieć, że nasz sąsiad wyspecjalizował się w aktywizacji niższych warstw społecznych przeciwko klasie średniej. I nie sądzę aby zrezygnował z tej kompetencji po 90 roku. Natomiast metoda dziel i rządź była podstawowym sposobem utrzymania w całości wielonarodowego państwa jeszcze za caratu. Mając za sąsiada takiego specjalistę, trudno oczekiwać jakichś fajerwerków w rozwoju klasy średniej.
Niemcom zależy na tym nawet bardziej 🙂
Mała poprawka, fiskus (urząd skarbowy/skarb państwa) nie zabiera 3/5 a góra 19% dochodowego i 23% Vatu.
Natomiast najwięcej konsumują składki ubezpieczeniowe (ZUS) – system retrybucyjny oparty o zasadę solidaryzmu społecznego. Rozumiem Autora, że boli ale jaka jest dla tego alternatywa? Gdzieś czytałem, że mienisz się ordoliberałem; więc gdzie widziałbyś oszczędności państwowe, tak aby móc zmniejszyć obciążenia? Albo jak inaczej zaprojektowałbyś polityki państwowe? Jeśli napisałeś jakieś artykuły o tym, to chętnie przeczytam, bo bardzo lubię Twojego bloga i to co piszesz jest mi bliskie emocjonalnie i intelektualnie.