Bardzo łatwo jest mieć stanowcze poglądy. Bezkompromisowość niejako nadaje naszym wypowiedziom powagi, prawdziwości. Lubimy utożsamiać się z konkretnymi wypowiedziami. Jesteśmy przekonani, że ich autorzy są odważni, bo wypowiadają niepopularne opinie. Mają zdanie. Charakter.
Łatwo jest mówić, że zrobilibyśmy to czy tamto w danej sytuacji. Nieco trudniej jest zastanowić się, czy aby na pewno mamy rację, a już kompletnie nieosiągalne dla wielu jest uświadomienie sobie, że ich opinie mogą być krzywdzące lub szkodliwe. Problem w tym, że im mniej wiedzy posiadamy, tym mniejszą mamy świadomość, że możemy się mylić. I nie chodzi tu tylko o efekt Krugera-Duninga, o którym pisałem przy okazji innego tekstu, polegający na nieświadomym zawyżaniu własnych kompetencyj.
Sam od czasu do czasu wyprodukuję opinię nie znoszącą sprzeciwu i dopiero po jakimś czasie uświadamiam sobie, że nie miałem racji. Zdarza mi się też przystawać przy beznadziejnych opiniach, tylko dlatego, że w danej chwili dopada mnie chęć wykazania komuś, że nie ma racji, nawet jeśli ja też jej nie mam.
Internet w pewien sposób katalizuje takie zachowania, ponieważ daje poczucie bezkarności swoim użytkownikom. Co więcej, jest na wyciągnięcie ręki. Jednym z fenomenów Internetu jest właśnie powszechna i natychmiastowa dostępność. W każdej chwili bowiem możemy usiąść przed komputerem czy smartfonem, wyrazić swoją opinię i podreperować samopoczucie lub samoocenę.
Nie odkrywam tu Ameryki. Właściwie to piszę coś, co niby wszyscy wiedzą, ale mało kto ma na tyle jaj, żeby przyznać się przed sobą, że od czasu do czego też jest internetowym bucem.
Bezkompromisowość jest szczególnie widoczna wśród gwiazd, gwiazdeczek i celebrytów tzw. „nowej fali”, dla których oceanem możliwości jest Internet. Młody wiek, relatywnie niewysoki poziom wiedzy, brak bardziej złożonych doświadczeń życiowych i w końcu niczym nieuzasadnione przekonanie o swoich kompetencjach wynikające z dużego posłuchu wśród grupy odbiorców przyciągniętych publikacją treści o przystępnym charakterze są przyczyną spłaszczania, banalizowania i skrajnego subiektywizowania ważnych i nieważnych tematów.
Aby nie poruszać się wyłącznie po obszarze teorii, podam kilka przykładów bezkompromisowych opinii, które zyskały ogromny poklask, ponieważ jednym chirurgicznym cięciem kończyły dyskusję, której dotyczyły.
Pewna internetowa osobistość, która skądinąd potrafi wyprodukować całkiem niegłupie przemyślenia, napisała kiedyś, że gdy zadajemy sobie pytanie, czy kochamy, to znaczy, że nie kochamy. Oczywiście było to napisane w tonie odkrywczo-eksperckim. Bardzo szybko młodsze czytelniczki podłapały tę myśl i zachwycone rewelacją jęły powielać jej treść pukając się w czoło, że to takie proste i nigdy na to nie wpadły same.
No ok, problem w tym, że to nie jest takie proste. Wystarczy skrobnąć odrobinę psychologii, aby wiedzieć, że intensywność emocji zmienia się w zależności od dyspozycji psychofizycznej. Można kochać jak pieron, ale jeśli ma się problemy z samooceną, depresję czy cierpi się na zwyczajne przemęczenie, wówczas te „dobre” emocje tracą tymczasowo na sile i zaczynamy kwestionować podstawowe rzeczy. Jeśli ktoś sobie wbił do głowy, że kwestionowanie uczucia jest równoznaczne z jego brakiem, to taki nieborak może bardzo szybko złamać sercu komuś innemu.
Drugi przypadek bezkompromisowości w wyrażaniu opinii, który chyba najmocniej utkwił mi w pamięci, to publikacja pewnego blogo-portalu, aspirującego do miana naukowego, zdjęcia Marka Zuckerberga po zaszczepieniu swojego dziecka. Publikacja ta miała „dowodzić”, że wszystkie ruchy kwestionujące sprawność systemu szczepień obowiązkowych to szarlatani i pseudonaukowa zbieranina ciemnoty wierzącej w teorie spiskowe. Autorzy tego wynurzenia nie chcieli przyjąć do wiadomości, że niektóre ruchy powszechnie wrzucane do jednego wora ze zwolennikami teorii spiskowych, to faktycznie ludzie walczący z korupcją wokół szczepień, niepożądanymi odczynami poszczepieniowymi, o których w Polsce lekarze najczęściej nie informują czy w końcu o wzięcie odpowiedzialności przez publiczną służbę zdrowia za potencjalne i faktyczne skutki uboczne szczepień.
Abstrahując już zupełnie od tego, że udowadnianie czegokolwiek opinią celebryty jest absolutnie pozbawione merytoryki, to przenoszenie na polski grunt doświadczeń amerykańskiego miliardera musi być wyrazem jakiejś głębokiej demencji. Dlaczego? Bo widzicie, Mark Zuckerberg z tytułu swojej zasobności ma dostęp do wszystkich najlepszych specjalistów na świecie, a w razie komplikacji dysponuje całym sztabem prawników, którzy zadbają o ewentualne zadośćuczynienie. Pomyślcie sobie teraz o każdej wielodzietnej rodzinie z polskiej prowincji i ich możliwościach. Myślicie, że można postawić między nimi znak równości?
Ostatnim przykładem, który chciałem przytoczyć, to przypadek pewnego młodzieńca ze złamanym serduchem. Osobnik ten zwykł był przesiadywać na kilku profilach facebookowych jednocześnie i komentować w generatywny sposób wszystkie wpisy na temat związków i miłości. Wypowiedzi tego młodzieńca były stanowcze, nieznoszące sprzeciwu, a tezy przezeń prezentowane opierały się na doświadczeniu straty i związanym z nią cierpieniem. Chodziło ni mniej ni więcej o to, że dzisiaj, w przeciwieństwie do przeszłości, wszyscy się zdradzają, oszukują i nie warto nikomu ufać. Tę przypadłość komentowałem niedawno w tekście „Czy mit, że kiedyś ludzie bardziej się kochali, jest prawdziwy?”.
Warto być zdecydowanym i stanowczym, ale niekoniecznie zawsze i wszędzie. Czasem lepiej uzbroić się w pokorę, bo bez niej zbyt szybko tracimy kontakt z rzeczywistością. Co prawda życie staje się wówczas odrobinę bardziej skomplikowane i trudniej jest zdobyć szybki posłuch wśród ludzi, ale fundamenty, na których bazują nasze działania, nie zapadną się przy pierwszych opadach deszczu.
Add comment